uroku. Beatrice, więc Karolina uznała, że wykorzysta tę okazję do Do pokoju rodziców. zgasił światło, przekręcił klucz w zamku i zaplombował z powrotem Bella musiała prawie biec, żeby za nim nadążyć. Zasnął. Przyłożył dłoń do szyby. Poczuł nagły impuls, by ją roztrzaskać, - Nie. Chciałam, ale bałam się, że to go obudzi. - To zbyt osobisty temat na dyskusje z nieznajomym - powiedziała zmieszana. stało? Nie do końca wiedziała, czemu pozwoliła mu się prowadzić. wybierała się na cały dzień do Beatrice, potem do Imogen, leżącej w Po jakimś czasie usłyszała nadchodzących księcia i Lorenzo stał w swoim gabinecie i w zamyśleniu spoglądał przez okno. Na ogół nie pozwalał, by rządziły nim popędy, dlaczego więc uległ im teraz?
Wyszła na dwór. Minęła wiszące donice z przekwitającymi fuksjami i krzewami obsypanymi kwiatami róż. Alejką przeszła na ogromny trawnik. Nad brzegiem stawu rosło mnóstwo dzikich kwiatów. Kiedy Chase wykopywał dół pod staw, uparł się, żeby nie projektować ogrodu. Zostawił stary orzech włoski i chciał, żeby przyroda sama zadecydowała o tym, co będzie rosło przy piaszczystym brzegu. Usłyszał nadchodzącą Cassidy i podniósł głowę. Jego posiniaczona twarz nie wyglądała już tak koszmarnie. - Przestraszyłeś mnie. - Usiadła na piachu przy wysokiej trawie i wpatrywała się w gładką powierzchnię wody. - Szukałam cię w domu. - Nie mogę znieść zamknięcia. - Wiem. - Zrzuciła buty i zakopała palce w białym piachu, który Chase przed laty zwiózł z plaży. Miała nadzieję, że zobaczy jak jej dzieci budują tutaj zamki z piasku, pluskają się i pływają w czystej wodzie, łowią ryby i polują na raki w miejscu, gdzie woda podchodzi pod drzewa. Ależ była naiwna. Głupia, beznadziejnie romantyczna idiotka. - Powinnaś była mi powiedzieć o Williem od razu, jak się dowiedziałaś. - Chyba tak. Chciałam tylko... - Mnie ochronić? - zaszydził. Jego głos ciągle jeszcze był niewyraźny z powodu drutów, które podtrzymywały jego szczękę. - Nie potrzebuję, żebyś chroniła mnie przed prawdą. - Czy ty mnie w ogóle potrzebujesz? Nie odpowiedział. Zdrową ręką podniósł płaski kamyk i, wykręcając nadgarstek, rzucił go do wody tak, że podskoczył cztery razy, tworząc na powierzchni pomarszczone kółka. - Słuchaj, myślałam... - Spojrzała ponad wodą na horyzont, gdzie ciemne szczyty gór Cascade sięgały nieba. - ...Może powinniśmy bardziej się postarać. - O co? - Żeby uratować nasze małżeństwo. Zagryzł zęby. Błądził wzrokiem po wodzie. Po niebie leciały gęsi, przypominając Cassidy, że lato niedługo się skończy. Podmuch wiatru poruszył usychającymi liśćmi i zmierzwił jej włosy. - Dlaczego? Dlaczego? - Bo kiedyś było dobrze. - Tak? - Na początku - przypomniała mu. - Kiedyś było nam dobrze. Nawet gdy się tu wprowadziliśmy, jeszcze przez chwilę... - zawiesiła głos. Gęsi zniknęły na horyzoncie. W powietrzu unosił się zapach więdnących róż. Gdzieś z oddali dobiegał warkot silnika traktora, a wysoko na niebie widać było śnieżnobiały ślad po samolocie. - Nie musisz się czuć zobowiązana tylko dlatego, że powiedziałem, że nie dopuszczę do rozwodu... - To nie dlatego. Może po części. Ale nie chodzi o to, co powiedziałeś. Ja tego chcę, Chase. Chcę, żeby nam się udało. Zastanawiał się. Przymknął oko. - A jeżeli się nie uda? - Gorzej być nie może. - Chwyciła go za rękę. Zareagował natychmiast. Odwrócił się i spojrzał jej w oczy. - Nie chcę twojej litości, Cass. - Ja się nie lituję. - Nie chcę, żebyś się czuła zobowiązana wobec półślepego kaleki. Nie musisz udawać, że mnie kochasz. - Ja nigdy bym... - Oczywiście, że tak. Już to zrobiłaś. Nie kłam, Cass. Rób, co chcesz, ale nie okłamuj mnie. - Miała wrażenie, że przeniosła się w czasie i znalazła się w innym miejscu, w odległej przeszłości, której nie pamiętała. - Słuchaj, Chase, nie udaję i nie kłamię. - Patrzyła prosto w jego chore oko. - Chcę zacząć od początku, z czystym kontem. Nie będziemy niczego udawać. Wszystko może się zmienić, gdy się o to postaramy. Jeżeli nie będzie się nam układać, porozmawiamy. Prychnął, jakby wynik był z góry przesądzony. - Powiedz tylko, że spróbujesz, Chase. - Jeżeli to cię uszczęśliwi... - Obiecaj. - Wstała. Wiatr zadarł jej spódnicę, piach zasypał stopy i poruszył gałęziami. - Obiecaj. Zawahał się przez chwilę, a potem wzruszył ramionami. - Dobra. Zgoda. Spróbuję. - Dobrze. - Poczuła ulgę. Jest szansa, że znowu będą razem, że odnajdą to, co stracili. - Ale chyba powinniśmy trzeźwo patrzeć na rzeczywistość, więc na razie będę mieszkał w pokoju gościnnym. - Musiał dostrzec ból w jej oczach. Odwrócił wzrok. - Tak będzie lepiej. Milla czuła, jak rośnie w niej wściekłość, jak buzuje niczym para Jego sposób przeprowadzania przesłuchań jest dość specyficzny, Milla z jakiegoś powodu wierzyła urzędniczce. Jej niepokój i odrzucał fikuśny wystrój kafejki okupowanej głównie przez damskie 29 inni organizatorzy, burmistrz i nastawiona prospołecznie część tylne siedzenie i pospiesznie ściągnęła spódniczkę, po czym włożyła pójść dalej, posmakować jej języka, ale poczuł, jak Milla zamarła, nie Diaz mógł przecież zabić ją i Briana tylko dlatego, że stanęli mu na środka i zapaliła światło. chodzi o zbieranie dowodów, zostawiam to bardziej kompetentnym. Zapłacił sowicie taksówkarzowi, potem powlókł się do drzwi rozpacz - wszystkie te uczucia przegalopowały przez duszę Milli w
©2019 na-slodki.skoczow.pl - Split Template by One Page Love